HEJKA TU MADZIA 2020

sobota, 19 sierpnia 2017

Przeprowadzka do Niemiec cz.2

Kiedy mój mąż wyjeżdżał do Niemiec, zarzekałam się że nie wyjadę z dziećmi za granicę. Obiecaliśmy sobie, że wszystko potrwa maksymalnie rok, a potem wróci do normalności. Nic bardziej mylnego. Kiedy już zakosztowaliśmy niemieckich wypłat, jeździliśmy do Niemiec na wakacje i ferie, coraz bardziej stawało się jasne, że nie będzie tak łatwo z tego zrezygnować. A rozłąka ze mną, ale przede wszystkim z dziećmi, nie wpływała na męża dobrze i nie mogła trwać wiecznie. W październiku 2014 postanowiliśmy o przeprowadzce, zaplanowanej po ukończeniu pierwszej klasy córki w Polsce. Dawid rozpoczął akurat przedszkole jako 3-latek i oczywiście również przedszkole czekało na niego w Niemczech. Uprosiłam w kościele, aby Ola, moja córka, dołączyła do grupy dzieci przygotowującej się do wczesnej komunii. Chciałam oszczędzić jej nauki modlitw po niemiecku, kiedy na tamten czas nie potrafiła się nawet poprawnie przedstawić w tym języku. Szukałam korepetycji z języka niemieckiego dla dzieci, ale niestety okazało się, że wszyscy w tym kraju uczą się angielskiego, albo francuskiego - niemiecka grupa dla dzieci się w mieście nie otwarła. Stwierdziłam, że sama się zajmę nauka dzieci, choć obawiałam się o ich chęci do nauki z mamą. Przede wszystkim chodziło o Olę, która miała trafić w Niemczech do drugiej klasy. To jasne, że dzieci nie nauczą się w pół roku biegle mówić po niemiecku. Jednak z dumą muszę przyznać, że w chwili wyjazdu Ola umiała się przedstawić, powiedzieć skąd pochodzi i gdzie mieszka, ile ma lat, liczyć do 25., kolory, dni tygodnia, miesiące i pory roku, a także wiele pojedynczych słówek na zasadzie- Was ist das? (Co to jest?) Das ist ein Buch, Das ist ein Mädchen, Das ist eine Lehrerin. itp. (To jest książka,To jest dziewczyna. To jest nauczycielka.). Do nauki słówek powycinałam rysunki z internetu, przykleiłam na kwadratowe jednakowe karteczki , pisząc na drugiej stronie odpowiednik niemiecki i Ola często sama się ich uczyła, albo ja ją w zabawie pytałam po tysiąc razy. Także piosenki przydają się świetnie do nauki. Dzieci poznały teksty do kilku niemieckich piosenek. Tego nauczyli się z łatwością oby dwoje.
Tytuły piosenek: "das gesamte ABC " , "Bruder Jakob", "Backe, backe Kuchen", "Grün, grün, grün sind alle meine Kleider", "Alle meine Entchen"

Taka znajomość niemieckiego dla córki była wystarczająca i jedyna możliwa na czas który mieliśmy. Nie chciałam robić dodatkowej presji i uczyć ich więcej, a poza tym było jasne, że najwięcej nauczą się kiedy już będziemy w Niemczech. I tak było. Dawid w przedszkolu bardzo szybko wiele rozumiał i z czasem coraz więcej mówił, a dziś, po dwóch latach, można powiedzieć, że umie świetnie mówić po niemiecku. I myślę, że ogromnie dużo rozumie, o ile nie wszystko. Jest nawet lepszy ode mnie i męża w rozumieniu języka bawarskiego, który jest przecież przez Bawarczyków dumnie używany. Od początku nie zastanawiał się nad tym co i jak powiedzieć, mówił, po prostu mówił jak tylko potrafił, a z czasem zaczął coraz częściej używać poprawnych form gramatycznych. U mniejszych dzieci nauka języka przychodzi automatycznie. Z Olą był większy problem, ze względu na jej nieco wycofany charakter i to, że będąc starsza za bardzo zwracała uwagę na to by dobrze, poprawnie się odezwać. A to nie pomagało jej długo w swobodnej rozmowie. Za to bardzo pomogły jej dwie koleżanki - jedna z klasy, druga z sąsiedztwa, z którymi się zaprzyjaźniła i szybko zaczęły się odwiedzać w domach i spędzać wiele wspólnego czasu. Taka nauka poprzez zabawę była dla niej najlepszą lekcją.
Nasze mieszkanie postanowiliśmy sprzedać znajomej, tak więc nie było problemu, żeby nawet po umowie notarialnej i przelaniu pieniędzy, pozostać na mieszkaniu aż do wyjazdu, czyli do końca maja. Teoretycznie zamknęliśmy sobie poprzez sprzedaż łatwiejszą drogę powrotu, skoro nie mamy dokąd wrócić. Póki co w ogóle nie biorę tego pod uwagę, choć kiedyś wyjazdu też nie brałam, a przecież różnie może być. Ale z pewnością znajdzie się sposób, aby było gdzie wrócić, jeśli tak postanowimy. Dzieci przeprowadzkę potraktowały jak wakacje, bo też akurat w takim czasie wyjeżdżaliśmy. Były szczęśliwe i zachwycone nowym miejscem, a my zdziwieni, że tak świetnie znoszą zmianę kraju i języka. Dopiero po pół roku mogę stwierdzić, że odezwała się u nich tęsknota za Polską, przede wszystkim za pozostawioną rodziną, babcią, dziadkiem, ciociom, czy kuzynami z którymi się tyle spotykali. U córki widać tą tęsknotę do dziś. Wszystko często zależy od tego, jak nam się ułożyło za granica tzn. w przypadku dzieci- czy zaprzyjaźniły się z kimś, czy dobrze idzie im w szkole, czy ktoś np. w szkole się z nich śmiał albo obrażał i jak często mają kontakt z bliskimi z Polski. Za to w przypadku dorosłych myślę, że tęsknota za krajem i chęć powrotu zwiększa się, kiedy decydujemy się na pracę z której nie jesteśmy zadowoleni, nie mamy żadnych polskich czy niemieckich znajomych z którymi umiemy spotkać się i zwyczajnie pogadać, albo gdy widzimy problemy z aklimatyzacją naszych dzieci i żadnych perspektyw na ich zmianę.




DOŁĄCZ DO NAS!!