HEJKA TU MADZIA 2020

wtorek, 12 grudnia 2017

Polska kontra Niemcy, z przymrużeniem oka :)

Jestem Polką i nie wstydzę się tego. Choć mieszkam w Niemczech rozmawiam z dziećmi w większości po polsku, znają polskie tradycje, polskie piosenki, polską kuchnię. Nasza pierwsza niemiecka sąsiadka była wprawdzie zdania, że powinnam z mężem rozmawiać z dziećmi wyłącznie po niemiecku, żeby szybciej się nauczyły, ale zrobiliśmy jak uważaliśmy, a języka i tak nauczyły się poprzez telewizję, szkołę i przez znajomych. Zdarza nam się oczywiście odzywać do dzieci po niemiecku, ale w domu sporadycznie, w większości kiedy jesteśmy poza nim w towarzystwie Niemców. No i odrabianie lekcji odbywa się po niemiecku. Bynajmniej nie jestem źle nastawiona do języka niemieckiego ani do Niemców. Wręcz przeciwnie. Zawsze uważałam, że jadąc do obcego państwa i wiążąc z nim przyszłość, należy uczyć się języka i poznać nieco zwyczaje danego kraju. Znacznie ułatwia to życie, ale także pozytywnie wpływa na postrzeganie nas przez tutejszych. Dla wielu Polaków Niemcy źle albo bardzo źle się kojarzą. Mamy skłonności do przywoływania najczarniejszych wspomnień historii Polski, gdzie przedstawiamy się jako ofiary, Niemców natomiast mamy za grabieżców, zbrodniarzy, morderców! Nie neguję historii, znam ją i pochylam się nad tym jak było. Jednak to już historia! Uczmy się o niej i dbajmy o prawdę. Ludzie odpowiedzialni zostali pociągnięci do odpowiedzialności, innych osądziła historia, jednak nie zmienia faktu, że sytuacje które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu, nie mogą mieć wpływ na ocenę dzisiejszego Niemca. Należy poznać ludzi aby ich ocenić, a nie sugerować się przyjętym stereotypem. Sąsiadujemy z Niemcami, nie musimy się kochać, ale przynajmniej szanować, a nie straszyć, że Jugendamt zabiera bez powodu polskie dzieci, czy też że Niemcy są rasistami i płynie w nich hitlerowska krew. Niemcy? Rasistami? Oczywiście zawsze znajdą się tacy Niemcy, którzy istotnie nie tolerują innej rasy, odmienności, religii. Ale patrząc na niemieckie ulice, czy nawet miasteczko pod Monachium w którym mieszkam - myślę, że Hitler w grobie się przewraca..., ponieważ panuje tu wielokulturowość. Ludzie pozdrawiają się codziennie rano, machają kiedy się z nimi mijasz, albo zagadują gdy wchodzisz do sklepu lub odprowadzasz dziecko do przedszkola. Naturalnie większość mieszkańców to Niemcy, ale jest wiele czarnoskórych rodzin, chorwackich, hiszpańskich, tureckich i też polskich. Im bliżej Monachium tym oczywiście więcej zamieszkujących obcokrajowców. Na urodzinach mojego syna było kilka niemieckich dzieci, ale też mały Argentyńczycy, Turek i Chin. Dla dzieci jest bez różnicy jak kto wygląda, grunt, że lubi Star Wars i piłkę nożną. I bardzo cenię sobie taką naturalną naukę tolerancji. A z drugiej strony obawiam się niestety, że w Polsce nie w każdym mieście, a już tym bardziej mieścinie, ludzie są tak otwarci i tolerancyjni. Z mojego punktu widzenia, wyjazd do Niemiec poszerzył moje horyzonty i pozwolił, abym mogła skonfrontować się z innymi poglądami, cz też inną religią. Naszpikowana mnóstwem złych opinii o Turkach, Rosjanach, Rumunach... mam możliwość poznania niektórych i własnej oceny. Są Turcy których bardzo lubię, a są tacy których mam za aroganckich i nieprzyjemnych. Ale to indywidualna ocena człowieka, nie rasy. Myślę natomiast, że jakbym miała ogólnie opisać Turków i to jak ich postrzegam, to przede wszystkim są bardzo rodzinni, spędzają wiele czasu w dużym gronie rodzinnym, pomagają sobie ogromnie, za to do osób postronnych odnoszą się zimno. Takie jest moje zdanie, co jednak nie znaczy, że mówię o całej tureckiej społeczności. Tak jak w Polsce żyją ludzie o bardzo różnych charakterach, tak i w Niemczech spotykam przeróżnych ludzi na co dzień. Moja córka ma dwie najlepsze koleżanki w klasie, obie Niemki. Z jedną non stop spotyka się po lekcjach. Jej mama odkąd dziewczyny się zaprzyjaźniły zawsze chętna była na wspólne popołudniowe spotkania, co dziś zamieniło się już w tradycję wtorków, kiedy to na przemian dziewczyny jadą po lekcjach do jednego z domu na obiad, odrabiają zadania domowe i bawią się do wieczora. Z obojgiem rodziców tej dziewczynki mamy bardzo dobry kontakt. Natomiast z drugą koleżanką moja córka ma kontakt tylko w szkole i myślę, że to z powodu podejścia rodziców tej dziewczyny do nas jako do obcokrajowców. No ale nic nie poradzę.
Jakiś czas temu się przeprowadziliśmy i idąc z synem którymś razem do nowego przedszkola, usłyszałam jak jakiś tata z córką rozmawiają koło nas po polsku. Ja też mówiłam po polsku do syna, więc jak na mnie w którymś momencie popatrzył, powiedziałam po prostu "Dzień dobry". Za to rozśmieszył mnie ten tata, bo przedstawił się i córkę dodając, że jego córka nie lubi mówić po polsku, tylko po niemiecku, tak już ma.... śmieszne to dla mnie, bo po pierwsze psinco mnie to obchodziło, a po drugie od 15 minut rozmawiali po polsku między sobą, więc wydaje mi się, że to ten tata miał jakiś problem z byciem Polakiem za granicą. Hmm niestety znam takich więcej. Mam znajomych, którzy ostatnim razem byli w Polsce jakieś 4 lata temu i to wywróciło ich budżet do góry nogami, ponieważ odwiedzając rodzinę na 2 tygodnie wypożyczyli w Niemczech sportowy samochód i udawali w kraju, że to ich... Sami rozumiecie, że ten przebojowy pomysł trochę ich kosztował, tak więc zanim nazbierają na kolejne wypożyczenie samochodu, minie trochę czasu.
Napisałam w tytule "Polska kontra Niemcy", bo chciałabym pozwolić sobie na małe porównanie naszych zwyczajów i zachowań. Ale w żadnym wypadku do wojny wracać nie będziemy, ani do jakichkolwiek ciężkich tematów w stosunkach polsko-niemieckich. I nie chodzi mi o stwierdzenie, że te czy te państwo jest lepsze. Dobre są oby dwa, ale w zależności w jakiej kwestii...Na przykład za Polską przemawia w 100% jej kiełbasa i twaróg! Tego nie kupisz w Niemczech. Tzn. kupisz, ale nie takie pyszne. Także gdy chcę zrobić pierogi z kapustą i grzybami, ta niemiecka kapusta jest jakaś hmm... nie kwaśna. I nie ma niestety w Niemczech dużego wyboru galaretek.Ale za to Niemcy mają lepsze kakao i proszek do prania i pyszne cukierki lodowe. Byliście kiedyś na przedstawieniu w niemieckim przedszkolu albo szkole? Mam porównanie z przedszkola i szkoły z Polski. To pewnie dużo zależy od przedszkolanek, ale każde przedstawienie w Niemczech jest krótkie i chaotyczne. Ma się wrażenie, ze ćwiczyli wyłącznie ostatnie 15 minut przed wejściem. Pamiętam przedstawienia z okazji Dnia Matki w polskim przedszkolu, albo występy bożonarodzeniowe dzieci z pierwszych klas. Siedziałam i siedziałam a na scenie ciągle coś się działo. Raz w przedszkolu niemieckim spotkanie nazwane "przedstawieniem" zaczęło się krótką przemową dyrektorki i zaśpiewaniem przez dzieci dwóch piosenek. I po przedstawieniu. Zaproszono nas potem do osobnej sali na kawę i ciasto. Co kraj to obyczaj. Ale mnie to bawi - tak tu jest i już.
W Niemczech jeździ się przepisowo! To prawda. Nie ma samochodu, które nie zwalnia na obszarze zabudowanym. Nie ważne, czy kierowca jest młody, czy nie, nie ważne jaka marka samochodu, wszyscy zwalniają. To zaraźliwe. W Polsce wyglądało to jednak nieco inaczej. Kto jeździ przepisowo, to pewnie zapomniał dokumentów, albo wypił lampkę wina i chce cichaczem dotrzeć do celu.
Mówienie sobie na "Ty" w Niemczech jest często stosowane także pomiędzy osobami w bardzo różnym wieku i na różnych stanowiskach. Koledzy i koleżanki moich dzieci zwracają się do mnie po imieniu, choć nigdy mnie nie pytali o zgodę. Z przedszkolankami też jesteśmy na "Ty". Moi sąsiedzi z poprzedniego domu, rozbawili mnie najbardziej. On, wtedy 85 lat, ona 83 lata. Powiedział mi, że muszę mu mówić "Werner", a nie żaden "Pan", bo aż taki stary to on jeszcze się nie czuje. Wyprowadziliśmy się z tamtego miasteczka w maju, ale kontakt z Wernerem i Annelise mamy do dziś. Tym bardziej, że Werner urodził się w Polsce. Jako 15-latek wyjechał do Niemiec i nigdy już na stałe nie wrócił do Polski. Jego historia jest ogromnie ciekawa, ma wiele pięknych ale też tragicznych wspomnień. To dusza muzyka. W domu ma specjalny pokój z mnóstwem pięknych instrumentów i potrafi naprawdę cudownie grać na starych, świetnie utrzymanych cymbałach, gitarze, czy flecie. Oczywiście równie chętnie śpiewa - zna mnóstwo polskich piosenek. Kiedy się wprowadzaliśmy, powiedział, że poczuł jak mu szybciej serce bije, kiedy zobaczył polską rejestrację. Ogromnie się cieszył, że po tylu latach mógł pomówić co nieco po polsku. Mówi wolno, wyraźnie i poprawnie choć brakuje mu polskich słów. Jak to powiedział Werner - Szkoda, że nasze rodziny tak późno się poznały. Cudowny człowiek. Za to Annelise urodziła się w Monachium - zwraca się do mnie po niemiecku "córeczko"....  :)
O wychowaniu niemieckim krążą legendy. Ale jak to w legendach bywa, trochę się zgadza a trochę nie. Z mojej obserwacji mogę stwierdzić, że Niemki późno, czasami nawet bardzo późno decydują się na dzieci. W miejscach publicznych rzadko słyszy się krzyczącą niemiecką mamę czy tatę po dziecku. Mówią z pełnym opanowaniem, spokojem i bywają niewzruszeni nawet kiedy dziecko kładzie się na ziemię i krzyczy wniebogłosy. Gdy podczas urlopu dziekańskiego spędziłam rok u niemieckiej rodziny jako au pair miałam pod opiekę dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę. Praktycznie wszystko było im można, kłócili się z rodzicami choćby z rówieśnikiem, a mieli wtedy 5 i 10 lat. Ich rodzice dużo pracowali i może to było powodem, że dzieci przechodziły wszystkie możliwe emocje podczas dnia ,od płaczu do radości, od radości do krzyku. Obrażały się , kłóciły, wyklinały, ale też miały drugą twarz - dziecięcą. Chętnie się bawili, byli przy tym odważni, a w rozmowach wylewni i szczerzy. Lubiłam te dzieci, choć bywało trudno. Moje dzieci też mają czasami różne humory. Nie mogę stwierdzić jak jest lepiej wychowywać dzieci, natomiast ja pod tym względem jestem dość konserwatywna. Starałam się uczyć dzieci używania słów grzecznościowych, mówienia przez "Pan/Pani", nie przerywanie, nie obrażanie... Sama byłam uczona, żeby szanować rodziców,i że nie na wszystko można sobie wobec nich pozwolić. Czasami sobie myślę, patrząc na niektóre niemieckie dzieci, które nie znając mnie, zaczepiają i bez ogródek paplają trzy po trzy, że może to jest sposób - zupełna swoboda dana dziecku. Rosną bez kompleksów, są otwarte i zaradne. Choć mam nadzieję, że moje wychowanie też to zapewnia. Każdy rodzic chce jak najlepiej dla swoich dzieci i każdy musi znaleźć na to własny sposób.
Jest jeszcze jedna kwestia do porównania o której chcę wspomnieć - zarobki. A właściwie komfort życia. Zawsze ten, kto przyjeżdża z Polski do Niemiec w odwiedziny, przelicza ile coś w sklepie wychodzi na złotówki. Ale spójrzmy na to z drugiej strony - z punktu widzenia osoby pracującej i wydającej w Polsce i pracującej i wydającej w Niemczech. Załóżmy że jakaś osoba zarabia w Polsce 2000zł, za to inna w Niemczech 2000Euro. Polak zapłaci za mieszkanie ok. 600zł, zatankuje samochód za ok. 200zł, pojedzie na duże zakupy za ok. 300zł i opłaci resztę wydatków, które za prąd/gaz, telefony i internet mogą wyjść około 300zł. Mając wypłatę 2000zł , zostanie mu w tej chwili 600zł do końca miesiąca. Ale przecież jedne zakupy na cały miesiąc nie wystarczą, więc tak naprawdę wypłatę już udał. Spójrzmy na Niemca. Otrzymał 2000 Euro wynagrodzenia. Płaci za mieszkanie ok. 800Euro, za prąd ok. 50 Euro, tankuje samochód za ok. 50 Euro, duże zakupy ok. 80 Euro i telefony ok. 30 Euro. Nawet jak pojedzie w tym miesiącu jeszcze z 3 razy na duże zakupy, zostanie mu z tej wypłaty ok. 750 Euro, a patrząc na koszty życia w Niemczech, to dużo.  Wzięłam za przykład jakąkolwiek osobę ze średnim wynagrodzeniem. Oczywiście sytuacja się zmienia kiedy mowa o małżeństwie i dwóch dochodach, czy też dodatkowo gdy dochodzą dzieci. W Niemczech dostaje się Kindergeld (ok. 185 Euro na dziecko), w Polsce 500+. Ale jakbyśmy nie liczyli, dla mnie jest jasne, że życie w Niemczech dla osoby zarabiającej w Niemczech jest po prostu dużo tańsze. To nie znaczy, że namawiam na pakowanie walizek i przyjazd do Niemiec. To tylko porównanie, moje porównanie , z przymrużeniem oka :)


DOŁĄCZ DO NAS!!